Gödöllő

barokowy pałac królewski





Gdzie znajduje się pałac?

Niedaleko stolicy Węgier, bo raptem jakieś 30 km znajduje się wspaniała barokowa rezydencja królewska. Należała do austriackiej cesarzowej i węgierskiej królowej Elżbiety Bawarskiej.

Zapraszamy na krótką prezentację;



   



Rys historyczny w skrócie

Na rezydencję mówi się ”Pałac w Gödöllő”, ale też nazywany jest często Pałacem Grassalkovicha, bo to właśnie z inicjatywy Antala Grassalkovicha I pałac powstał. A powstał w latach 1730-1745. Powiadają, że jest to jeden z największych pałaców na Węgrzech. Jeśli rzeczywiście tak jest, bo jeszcze wszystkich nie zdołaliśmy zwiedzić, to na pierwszy rzut oka nasz zamek w Pszczynie wydaje się być większym. Ogólnie po zaniedbaniach za czasów słusznie minionych, pałac zachęca i jest bardzo przyjemnym miejscem z jeszcze przyjemniejszym ogromnym parkiem/ogrodem.

W II połowie XIX wieku był on ulubioną rezydencją austriackiej cesarzowej i węgierskiej królowej Elżbiety, znanej jako „Sissi“.



   



Po tym krótkim zarysie historycznym, czas w końcu przekroczyć próg pałacu, tym bardziej że wielkimi krokami, choć lepiej w tym przypadku byłoby powiedzieć – wielkimi, ogromniastymi czarnymi wręcz chmurami nadciągała burza. Taka burza w tym momencie była dla nas idealnym rozwiązaniem, gdyż moglibyśmy pozwiedzać wnętrza pałacu. Okazało się jednak, że bilety możemy zakupić, lecz kolejne wejście jest dopiero za pół godziny. Szkoda tylko, że Panie nie były bardziej kreatywne i elastyczne, bo w tym czasie mogły zorganizować wejście do wnętrz pałacu, ale stały sztywno na stanowisku i trzymały się wyznaczonych godzin. Stwierdziliśmy, że poczekamy i zobaczymy jak rozwiąże się burzowa sytuacja.

Pierwsze ogromniaste krople deszczu spadły w zasadzie po minucie od wejścia do rezydencji;





Natomiast nadchodząca burza wpadła niczym kula armatnia, pogrzmiała, wyrzuciła kilka piorunów i przesunęła się dalej. W sumie cała akcja trwała jakieś 5 minut, więc doszliśmy do wniosku, że byłoby bez sensu czekać jeszcze 20 minut aby wejść do komnat. Dlatego decydujemy się posmykać trochę po ogrodach pałacowych i pooddychać oczyszczonym powietrzem.

Niebo jeszcze w kolorze… granatu;



   



Sissi

Wróćmy jednak na chwilkę do królowej Sissi.

Podobno księżna to była luźna babka i nie bardzo jej dworska etykieta pasowała, więc chętnie „uciekała” tutaj przed swoją pryncypialną i mało sympatyczną teściową – arcyksiężną Zofią oraz przed sztywnymi konwenansami wiedeńskiego dworu.

To i pomnika się doczekała – z widokiem na pałac rzecz jasna…



   



A skoro już weszliśmy na ścieżki parku pałacowego, to przespacerujmy się chwilę, bo ten mają dopracowany perfekt.

Oczywiście park jest tak sprytnie zaprojektowany, iż w zasadzie z każdego jego miejsca widoczny jest jak nie sam pałac, to przynajmniej jakieś jego skrzydło.



   



I gdy tak sobie chadzamy parkowymi ścieżkami, niespodziewanie trafiamy na centrum ogrodnicze z towarem jednak wszelakim – czyli mydło, widło i powidło…





Pierwszy raz spotkaliśmy się z sytuacją, iż w takim miejscu można tego typu biznes osiedlowy prowadzić. No ale… co kraj to obyczaj. Nie dyskutujemy z tym, tylko wykorzystujemy sytuację fotograficznie, aby pokazać, iż nie mijamy się z prawdą…





Warzywa i owoce powoli dojrzewające…





I całe mnóstwo kwiatostanu…





Gdzieś pomiędzy owocami a rozkwitającymi kwiatami schron dla ptaków, a nad tym wszystkim Sissi czuwa…



   



Nadszedł czas odwrotu, więc kroki swoje pomału kierujemy w stronę pałacu, bo jeszcze przecież komnaty do zwiedzania nam zostały…





Para cesarska przyjeżdżała tu głównie wiosną i jesienią, przy czym pałac wiązano szczególnie z imieniem Sissi, która mogła z dala od uciążliwego protokołu i dworskiej etykiety, i jak już wcześniej wspomniałem – prowadzić bardziej swobodny tryb życia i oddawać się jednej ze swoich największych pasji – jeździe konnej.



 



Po tragicznej śmierci cesarzowej w 1898 roku Franciszek Józef bywał tu już znacznie rzadziej – widocznie tutejsze pobyty musiały mu zbytnio przypominać zmarłą małżonkę.



   



Nie był również szczęśliwy pierwszy dłuższy pobyt w rezydencji kolejnego cesarza, Karola IV, w październiku 1918 roku, gdyż to właśnie w tym czasie rozpadła się monarchia i władca pozostał bez tronu.





Pałac jednak zachował swoją świetność i aż do II wojny światowej pełnił funkcję regenta Węgier. Dopiero w 1944 roku splądrowały go wojska niemieckie i radzieckie, a po wojnie przez kolejne 40 lat w budynkach gospodarczych stacjonowała Armia Czerwona, natomiast w głównym skrzydle urządzono dom starców.



   



To tyle w skrócie o burzliwych losach pałacu w Gödöllő, a my tymczasem ustawiamy się w kolejce po bilet wstępu. I tu kolejna niespodzianka nas spotyka. Panie chyba preferują stylówkę tumiwisizm, gdyż okazało się, że teraz to będzie zaplanowana przerwa, po której ponownie będzie uruchomiona sprzedaż biletów. Wiadomo co zrobiliśmy – odpuściliśmy zwiedzanie wnętrz… Zostało się pożegnać z rezydencją i wyskoczyć zjeść coś węgierskiego 🙂





Znalezienie w tym małym miasteczku czegoś oryginalnego do jedzenia do łatwych nie należy. Posmykaliśmy się pomiędzy blokami i coś lokalnego w końcu znajdujemy. Jedzonko było smaczne.





Dziękujemy jeśli tu dotarliście i serdecznie zapraszamy do innych wpisów 🙂






Jeśli podobał Ci się ten wpis i uważasz, że wniósł realną wartość do odwiedzin tego miejsca, to zapraszamy do wsparcia naszego bloga i polubienia naszego facebookaBędzie to dla nas sygnał, iż wykonujemy dobrą i przydatną pracę 🙂

 




A.D.2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Przewiń na górę