Biserica de lemn din Călinești Căeni





Do tego miejsca trafiamy dość przypadkowo.
Jeżdżąc po wspaniałym regionie jakim jest Maramuresz, posuwaliśmy się rzec można, żółwim tempem, gdyż co rusz na naszej drodze stawał jakiś piękny okazały drewniany kościółek tudzież inna drewniana zabudowa.
No tak, jadąc w ten sposób, to nasz urlop zdąży się skończyć, a przecież aż do Delty Dunaju chcemy dojechać!
Trzeba było w końcu podjąć twardą decyzję, która mówiła; dość już tych drewnianych budowli!!!
Nie zatrzymujemy się więcej, no chyba, że na siku. No i przyszedł taki moment, że trzeba było znaleźć jakieś ”dobre” miejsce na to siku. Tym samym przejeżdżając przez Calinesti, naszym oczom ukazał się wręcz wysyp pięknych drewnianych bram, co pozwalało zadowolić dwie strony. Tę od siku i tę od zwiedzania, którego miało już nie być. Ale po co marnować czas, podczas gdy jedni szukają odpowiedniego ”dobrego” miejsca, drudzy mogą już podziwiać kunszt rzeźbiarzy rumuńskich. 
A jest co podziwiać, oj jest…




W momencie, gdy już wszyscy byli szczęśliwi po załatwieniu swoich potrzeb, zarządzamy dalszą jazdę.
I to właśnie wtedy wyłania się znikąd jakiś jegomość, który tłumaczy nam, że jak podejdziemy tylko kawałek dalej, to znajdziemy piękny zabytkowy drewniany kościółek. Najładniejszy w całej Rumunii.
Odpowiadamy grzecznie, że widzieliśmy już sporo kościółków na naszej drodze i wszystkie są piękne, a nam już jednak trochę się spieszy. Jednakże ów jegomość był nieustępliwy i mocno nas zachęcał, byśmy jednak skorzystali i zajrzeli do niego. No ciężko było odmówić, zwłaszcza miejscowemu, więc zamknęliśmy auto i ruszyliśmy przed siebie. Miejscowy jak nagle się pojawił, tak też nagle zniknął.




Gdy dotarliśmy już na miejsce, okazało się, że kościółek jest zamknięty i gdy już nadchodziła pierwsza fala frustracji, pojawił się nagle nie wiadomo skąd jegomość, którego właśnie przed chwilą i Ty poznałeś i wytłumaczył nam, że mamy chwilę poczekać. I faktycznie, chwila długo nie trwała i pojawiła się strasza babuszka z pękiem kluczy w dłoniach, którymi otworzyła nam ten najpiękniejszy w Rumunii kościółek…
I wiesz co?
Szczeny nam po prostu opadły, odbiły się od podłoża i nie chciały wrócić na swoje miejsce. Pierwsza myśl – warto było się zatrzymać na siku 😉
Oczywiście my nie wiemy, czy to jest najpiękniejszy kościółek w Rumunii, bo w każdym nie byliśmy, ale jest na pewno jednym z ładniejszych, jakie do tej pory było nam dane zobaczyć. I to za darmo!
Idziemy…




Kościół został zbudowany w 1663 roku i jest poświęcony „Narodzinom Matki Bożej”. Zbudowany jest z drewna dębowego i został rozbudowany w XV wieku, wtedy też dodatki zostały wykonane drewna jodłowego. 
Wnętrze kościółka to jeden wielki obraz!!! Znajduje się tu cenny zestaw malowideł ściennych z 1754 roku autorstwa Alexandra Ponehalschiego.
W środkowej osi sklepienia nawy głównej widnieje figura Boga Ojca („Starość”) z Duchem Świętym z gołębiem na piersi, w towarzystwie serafinów, wyjaśniony długim napisem „twórca nieba i ziemi, aniołów i cherubinów” , czyli Bóg w pierwszych etapach „Stworzenia”. 
W ołtarzu, na sklepieniu pojawiają się tylko serafini, a na ścianie wschodniej wcielenie sugeruje motyw maryjny: Całun Matki Bożej; powyżej jest Podwyższenie Krzyża Świętego.
Wśród scen o znaczeniu eucharystycznym obecne są; Jezus-Winorośl oraz dwie sceny komunii (św. Onufrego i św. Zosimy). Ideę ofiary sugeruje Opłakiwanie Jezusa i nosicieli Mirry przy grobie; również tutaj jest zilustrowana Ofiara proroka Eliasza przyniesiona prawdziwemu Bogu przeciwko fałszywym prorokom boga Baala. Wędrując po ikonografii ołtarza pojawia się przypowieść o celniku i faryzeuszu.
Teoria świętych hierarchów (zwanych „patriarchami”) zajmuje, wbrew zwyczajowi, górne rejestry ścian ołtarza.




Na półcylindrycznym sklepieniu nawy w prostych prostokątnych ramach rozgrywają się sceny ze „Starego Testamentu”, poczynając od pierwszych rozdziałów „Księgi Rodzaju”; nacisk kładziony jest na wagę grzechu pierworodnego i ciąg uczynków, które z niego wypływają (wypędzenie z nieba, konieczność ciężkiej pracy na jedzenie, pierwsze grzechy na ziemi i ich kara – Kain zabija Abla i zostaje zabity przez Lamecha, itp.)
U stóp sklepienia, w bardzo szczegółowej narracji, następują po sobie epizody Męki Pańskiej, umieszczone w oczywistej paraleli z faktami zilustrowanymi ze „Starego Testamentu”. Podkreśla to ideę odkupienia grzechu pierworodnego i wszystkich jego konsekwencji przez ofiarę Jezusa. Z cyklu objawień po ukrzyżowaniu są obecne: Zmartwychwstanie, Wieczerza z Emaus i Niewiara Tomasza.
Sceny z życia Jezusa sprowadzone są do przedstawienia siedmiu cudów i uzupełnione siedmioma przypowieściami, wypisanymi na ścianach nawy, ale także przeplatanymi między innymi scenami u podnóża sklepienia. Widać tu przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, umieszczoną na sklepieniu, wśród scen ze „Starego Testamentu”, jako „postać” Jezusa. Pozostałe tematy zostały wybrane specjalnie ze względu na ich moralizujące znaczenie: Przypowieść o synu marnotrawnym, Przypowieść o dziewicach, Jezus uwalnia cudzołożną, Przypowieść o Samarytance przy źródle, Przypowieść o słomie i belce, Przypowieść o niewidomych. Wśród cudów wybierane są tylko sceny uzdrawiania, a wśród uczt tylko Zmartwychwstanie Łazarza.
Podsumowując, kościółek nas rozłożył na łopatki. Cudo samo w sobie, a my takie cudeńka lubimy. Pytanie tylko, ile takich cudeniek pominęliśmy?
Oczywiście o wszystkich tych mądrościach nie mieliśmy wówczas pojęcia. Dopiero po powrocie z wakacji oraz teraz podczas pisania artykułu posilamy się rumuńskim stronami na temat tej niezwykłej świątyni.




I gdy już wydawać by się mogło, że Calinesti mamy dogłębnie zwiedzone, to okazuje się , że to nic bardziej mylnego. W momencie zbliżania się do samochodu, niczym duch pojawia się nasz ulubiony jegomość i zaciąga nas do ogródka, do którego pewnie nigdy w życiu by nam nie przyszło zajrzeć. Pan szanowny pokazał nam nową iglicę zrobioną z jednego kawałka drzewa, która w niedługim czasie miała przyozdobić inną świątynię znajdującą się we wsi. Pewnie teraz dumnie się prezentuje. W każdym razie pan był bardzo dumny z prezentowanej ręcznej roboty i wręcz zachęcał nas do robienia zdjęć, co było niezmiernie miłe.
A na sam koniec autobus przywiózł panie ubrane w swoje tradycyjne stroje, ale my już w zasadzie byliśmy w drodze i tylko na otarcie łez kilka starszych pań się nam zaprezentowało.
Jak widzisz, czasem warto trochę dłużej wytrzymać, by znaleźć odpowiednie miejsce na siku 😉
A tak na poważnie, wspaniałe jest to, że w podróży nigdy nie znasz godziny, kiedy coś Cię zaskoczy. A jak miejscowy chce Ci cos pokazać, to nie oponuj, tylko śmiało z nim ruszaj 🙂





Jeśli podobał Ci się ten wpis, to zapraszamy do wsparcia naszego bloga poprzez polubienie naszego facebookaBędzie to dla nas sygnał, iż wykonujemy dobrą i przydatną pracę 🙂

 



A.D.2016

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Przewiń na górę