Chiatura
Nim skierujemy nasze kroki do Chiaturii, słów kilka o Kutaisi
To tutaj najczęściej lądują samoloty z Polski i my również z tej opcji skorzystaliśmy. Na miejscu po wylądowaniu oczekiwał nas przewodnik. Fajny ten nasz przewodnik, bo przywitał nas prócz promiennego uśmiechu, wspaniałym winem zwanym Kindzmarauli. Kubki smakowe tak szybko zareagowały na ten kwiat, że nie zdążyliśmy dobrze się przywitać, a wino sięgnęło dna. No i tutaj pierwszy zawód… 😉
By nie tracić czasu na zawody, wpakowaliśmy nasze graty do auta i ruszyliśmy. Samego Kutaisi jakoś szczególnie nie zwiedzaliśmy, bo to całkiem spore miasto, ale pojechaliśmy zobaczyć bodaj największą atrakcję miasta – fontannę. Nie byle jaką fontannę zaznaczmy.
Fontanna Colchis lub jak kto woli złotych starożytnych figurek
Znajduje się na centralnym placu w Kutaisi i ozdobiona jest 30 posągami – kopiami postaci kultury Colchis z epoki brązu. Została zbudowana na miejscu pomnika króla Dawida Budowniczego. Pomnik Dawida nie został zniszczony, ale przeniesiono go w inne miejsce. Mimo to Gruzini oddają cześć królowi, który zjednoczył Gruzję w jedno państwo. Oryginalne figurki odkryli archeolodzy podczas wykopalisk. Godny uwagi jest również fakt, że zdobiące fontannę figurki zwierząt są pokryte złotem.
Fontanna została otwarta w 2011 roku. Tak na bogato można by rzec 🙂
Kolejnym krokiem było wrzucenie coś na ruszt, w naszym przypadku przepyszne chinkali, no i po pierwszych gruzińskich smakowych doznaniach, ruszyliśmy do Chiaturii.
Mega odjechane miejsce!!!
Tworząc ten wpisu po wielu latach, zastanawiamy się czy aby na pewno ponownie skorzystalibyśmy z atrakcji, których mieliśmy przyjemność doznać w owym czasie w owym miejscu…
Serce mocniej bije, jak patrzymy na zdjęcia i dociera do nas, że albo wykazaliśmy się niebywałą odwagą, tudzież może jednak niebywałą głupotą…
A o co chodzi? O kolejki, których jest całe mnóstwo w Chiaturii.
Ale po kolei. Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczynało tak naprawdę świtać, miasto budziło się do życia, co było widać po przybywających ludziach na przystanek autobusowy, oraz zwiększającym się ruchu samochodowym na ulicy miasta, a w zasadzie na rogatkach kopalni manganu. Bo właśnie tutaj się pojawiliśmy. Bo przecież po co jak ”normalny” turysta jechać do miasta i je zwiedzać… My musimy od ”dupy” strony, bo tak ciekawiej.
Po co być ”przyzwoitym” turystą, jak można nieprzyzwoicie iść pod prąd? Tak więc gdy oczy nasze ujrzały miejsce, z którego startują pracownicy do swojej ciężkiej pracy, to… tooo… toooo… było samo się wypowiedziało… o ja pierdolę, a co to kurwa jest???
Już nie pamiętamy, jak w ogóle doszło do tego, że weszliśmy do budynku startowego, jak dostaliśmy pozwolenie na kurs, a może i nie dostaliśmy, w każdym razie, gdy podstawił się wagonik, to jakoś tak zapominając o ”a co to kurwa jest”, wsiedliśmy i… pojechaliśmy…
Że się nie mieści? Oj tam… jak się dobrze popieści, to wszystko się zmieści…
Gdy wagonik nas wiezie tam gdzie jeszcze nie wiemy gdzie nas wiezie, to w tym tak zwanym międzyczasie coś o kopalni Ci powiemy
Każdy kraj, no prawie każdy, kryje w sobie pokłady jakiegoś skarbu. W przypadku Gruzji to właśnie Chiatura uplasowała się na pozycji lidera, gdy okazało się pod koniec XIX wieku, że to właśnie tutaj znajdują się złoża cennego pierwiastka jakim jest mangan w niebagatelnej wręcz ilości. Chiatura nieświadoma, kryła pod sobą aż 160 mln ton manganu. Do tego przy okazji wyszło, że żelazo oraz znaczne pokłady tlenku, nadtlenku i węglanu manganu również mają tu coś do powiedzenia.
No i się zaczęło…
Stworzono cały system wydobycia, a że technika szła już mocno do przodu, tak też by przyspieszyć transport do stalowni w Zestaponi, to wybudowano linię kolejową Tbilisi – Poti – Baku. Miało to miejsce w roku 1872. A już 33 lat później w manganowym eldorado produkcja manganu wzrosła aż do 60% globalnego zapotrzebowania, co pozwalało Gruzji utrzymywać pozycję lidera na świecie zarówno w wydobyciu jak i eksporcie manganu. Problemy się zaczęły po rewolucji październikowej w 1917 roku.
Tymczasem zostawiamy za nami punkt wsiadki i suniemy po linie gdzieś przed siebie.
Góra na którą dostaliśmy się tym jakże wypasionym i zapewne wszystkimi pieczęciami przez urząd dozoru technicznego podbity wagonikiem, okazała się być dopiero pierwszym przystankiem
Wysiadamy na punkcie stacyjnym o jeszcze bardziej zaawansowanej wżerającej się rudej i okazało się, że jesteśmy… gdzieś, gdzieś gdzie nie wiadomo gdzie… Nikt absolutnie się nami, intruzami z zewnątrz nie zainteresował, więc po krótkim zapoznaniu się z terenem, doszliśmy do jakiejś wydawało nam się szopy, która okazała się kolejnym punktem/stacją/peronem kolejki linowej. Cóż… skoro pani w okienku tylko się uśmiecha a na stanowisku stoi kolejny wagonik, więc na co czekać? Wsiadamy do wagonika, który po chwili tylko się zakołysał i ruszył!
No po prostu odjazd!!! I to nie tylko wagonika 😉
No dobrze, my sobie kawałek znów z lekka trzęsącymi się nogami w kolanach pojedziemy, a w międzyczasie słów ponownie kilka o kopalni.
Swego czasu, w kopalniach pracowało niemal 4000 górników, których praca wyglądała bardziej jak niewolnictwo. Spędzali w pracy ponad 18 godzin dziennie, nie mówiąc już o tym, że i spali i jedli, a i potrzeby fizjologiczne w miejscu pracy załatwiali.
Wykorzystał to Stalin, o którym tutaj górnicy mówili Sierżant Koba, a których przekonał do poparcia bolszewików. Jak? No nie trudno się domyślić… Właścicielom kopalń mu sprzyjających zapewnił ochronę, a całą resztę systematycznie likwidował czerwonymi oddziałami bojowymi, w których służyli uzbrojeni górnicy. Jakie to proste, prawda? I tak skromne górnicze miasteczko stało się głównym bastionem bolszewizmu w kraju. W międzyczasie górnicy wywalczyli i podwyżki pensji i ośmiogodzinny dzień pracy, a w roku 1954 zaczęto budować kolejki aby ułatwić dowóz górników do pracy.
Tak się kolejki spodobały, iż zaczęły wyrastać w mieście niczym grzyby po deszczu
I tak system kolejek funkcjonuje w miasteczku do dziś.
Pomimo ich fatalnego stanu technicznego oraz licznych awarii, miejscowi korzystali z większości z nich aż do 2019 roku. Te „Trumny Stalina”, bo tak o nich mówiono, powstały w połowie lat 50 i przede wszystkim łączyły wejścia do kopalń manganu na przeciwległych stokach góry oraz samą kopalnię z miastem, czyli dokładnie to co teraz robimy jadąc do wejścia kopalni. Ale zwoziły też mieszkańców z wyżej położonych domów do centrum na samym dnie doliny. Początkowo kolejki linowe mknęły po kilkudziesięciu trasach. Dziś wciąż te same kolejki obsługują niewiele ponad 10 linowych dróg.
A my w międzyczasie mamy nawet jako takie widoczki z przerdzewiałego wagonika. Chociaż na chwilę można zapomnieć o stresie… chociaż podłogę bacznie obserwujemy 😉
Kopalnia manganu
Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że przyrdzewiała konserwa dowiozła nas do… kopalni!!!
Pani, która siedziała w okienku stacji tylko się uśmiechała na nasz widok…
Na samym początku jakby nikt nie zwracał na nas uwagi. Ot, przyjechali zmiennicy 😉 Dopiero po chwili wyszła Pani Szefowa i zaczęła się akcja rodem z filmów Barei. Przedstawiono nam pracowników, Szefowa opowiedziała trochę o wykonywanej pracy przez górników, pokazała nam kawałek manganu, w międzyczasie któryś z pracowników chyba wysadzał coś w kopalni dynamitem, bo tylko zatrzęsło i zahuczało. Tym sposobem mieliśmy okazję przyjrzeć się z bliska wszystkim okolicznościom pracy w kopalni manganu.
W takim kraju jak nasz czy w zachodniej Europie nie do pomyślenia jest by ktoś tak po prostu wjechał na teren zakładu!!! Niesamowite przeżycie. Ogarnęliśmy się w miarę szybko, bo nie chcieliśmy nadużywać gościnności pracujących tam ludzi i zaczęliśmy odwrót.
Na próżno szukać Chiaturii w zestawieniach ciekawostek gruzińskich, a na blogach czy w przewodnikach gości niezwykle rzadko. Zatem jeśli szukasz dodatkowych wrażeń podczas swojego urlopu, to Chiatura jest nie lada gratką dla eksploratorów i miłośników zwłaszcza urban exploring, którzy szukają tego typu opuszczonych miast, zrujnowanych, monumentalnych fabryk i postsowieckich budynków.
Z jakąś taką niechęcią zawsze opuszczamy takie miejsca
Czuć jakiś bliżej nieokreślony niedosyt, myśli krążą nad tymi biednymi ludźmi, nad ich smutnym (chyba) życiem, nad warunkami pracy z którymi muszą sobie na co dzień radzić. Przeklinamy w myślach ten chory radziecki system, który do ruiny doprowadził tak wiele krajów… No smutne to zawsze takie jest…
Ale bohaterów systemu w każdej dziurze spotkasz…
Czyli zjechaliśmy do miasta
Kolejką rzecz jasna…
Reasumując – to trzeba po prostu dotknąć, zobaczyć, by uwierzyć, że coś takiego w ogóle może jeszcze jeździć. Kolejki są przeróżnych typów… zardzewiałe metalowe pudła łączone nitami… niektóre półprzezroczyste, gdzie indziej niekiedy zakratowane okienka… do tego liny, koła, ogromne przekładnie… Daliśmy radę, ale czy zrobilibyśmy to ponownie? Pozostawiamy pytanie bez odpowiedzi…
Idziemy zapoznać się choć trochę z miastem. Miastem kolejek.
Dwa oblicza miasta
Większość relacji z Chiaturii skupia się, tak jak i w naszym przypadku, raczej na dość ponurym obrazie zżartych zębem czasu kolejek, jak też mocno zaniedbanych terenach kopalnianych czy na wpół zrujnowanych blokach.
Natomiast by choć trochę przełamać ten smutny obraz, przespacerowaliśmy się po mieście, które okazało się być miastem zadbanym i wyraźnie kontrastowało z zaniedbanym terenem przemysłowym. Tu i ówdzie wiszą wagoniki jako symbol miasta, a ludzie jak to Gruzini – pomocni, uśmiechnięci i życzliwi bardzo. Nawet nam Dom Kultury otworzyli, w którym na chwilę się rozgościliśmy.
Nie pozostaje nic innego jak życzyć mieszkańcom, by znalazł się inwestor i zrobił z tego miejsca atrakcję, której chyba nie sposób znaleźć gdzieś indziej
Na dzień dzisiejszy Chiatura to miejsce dla ludzi o mocnych nerwach i obniżonym pułapie lęku.
Polecamy mocno to miejsce, jeśli planujesz wyjazd do Gruzji.
A całkiem niedaleko Chiaturii znajdziesz Kolumnę Katskhi, ale o niej w kolejnym wpisie z Gruzji.
Na koniec jeszcze kilka zdjęć z życia miasta 🙂
Jeśli masz ochotę na wirtualną małą czarną, to zamawiając ją będzie nam niezmiernie miło, a Ty docenisz nasz trud włożony w prowadzenie bloga.
A jeśli podobał Ci się ten wpis, to zapraszamy do wsparcia naszego bloga poprzez polubienie naszego facebooka. Będzie to dla nas sygnał, iż wykonujemy dobrą i wartościową pracę 🙂
A.D.2015