Przełom Dunajca
Wstajemy skoro świt, by zrobić trasę wzdłuż Dunajca do Czerwonego Klasztoru i z powrotem. Weekend nieubłaganie zbliża się ku końcowi, co oznacza, że to już nasz ostatni dzień w Pieninach. Chcemy przed podróżą spędzić go aktywnie, tym bardziej, iż podczas ostatniej wizyty i trekkingu wzdłuż Dunajca pogoda absolutnie nam nie dopisała. Tym razem było zupełnie inaczej, co bardzo radowało nasze serducha. A jeszcze jak na starcie ujrzeliśmy nisko pełzające mgiełki, to już w ogóle byliśmy oczarowani i nic nie mogło nam popsuć humoru, a zwłaszcza to, że trzeba dylać te cholerne 10 km w jedną stronę 😉
Zapraszamy zatem skoro tu dotarłeś drogi czytelniku i zwiedzaczu na przechadzkę w ciepłych kolorach jesieni po jednym z dwóch takich cudów na świecie jakim jest Przełom Dunajca. Zaczęliśmy oczywiście w Szczawnicy, a pierwszym kto nas powitał, to ów góral ze skały Kotońka.
Mgiełki jak szybko przyszły tak szybko i odeszły, pozwalając nam na skrócenie czasu biegania z aparatem w tę i we wtę 😉
Mogliśmy więc pełnoprawnie już wejść na ścieżkę, która jest jednocześnie ścieżką rowerową.
Żwawym tempem poruszamy się naprzód, bo i trochę chłodno jeszcze z rana. Ale pierwsze zakola już przed nami, a i wschodzące coraz wyżej słonko zaczyna swymi promieniami pierwsze skrzypce grać 🙂
Radość jest spora, tym bardziej, że to trzecie już podejście w naszym życiu odbywa się w tak wspaniałej aurze.
Cóż chcieć więcej, prawda?
Rozmusiakowa dostała taki zastrzyk energii, że kobita wręcz była nie do poznania 😉
Rozmusiak musiał sprostać temu zadaniu i z całym swoim bagażem… fotograficznym musiał robić zdjęcia. Raz mnie Ela wyręczyła, uff…
Gdy słońce ogrzewa coraz bardziej nasze ciała i coraz ładniej komponuje się z otoczeniem uwydatniając barwy jesieni, a my uczestniczymy w tym spektaklu, dodatkowo patrząc na to jedno z dwóch takich zjawisk na świecie, gdzie w terenie górzystym rzeka przez pewien moment płynie w odwrotnym kierunku do morza i zawraca, to radość nasza nie ma granic 🙂
Na pieniński przełom składa się siedem niezwykle malowniczych meandrów Dunajca wpisanych w jar o ścianach osiągających nawet 500 metrów wysokości, a my to wszystko właśnie kontemplujemy…
Warto również zaznaczyć, że większość szlaku, bo aż 85% prowadzi po słowackiej stronie.
Jeszcze bardziej zaznaczyć trzeba, że wcale nie musicie tak jak my dreptać w sumie 20 km, gdyż na początku szlaku w Szczawnicy można na ten cel wypożyczyć rower, z powrotem natomiast można spłynąć z flisakiem. My nie ukrywam po cichu liczyliśmy że właśnie spłyniemy Dunajcem, gdyż jeszcze mieściliśmy się w terminie spływów, lecz nie wiedzieć czemu, wszystko było zawrzyte i trza było podeszwy grzać. Ale i tak było fajnie 🙂
Tymczasem zostaje nam do pokonania ostatni łuk, by podziwiać panoramę, którą zapewne wszyscy znacie 🙂
No i nastał czas odwrotu.
Czerwonego Klasztoru jakoś szczególnie nie zwiedzaliśmy, bo zegarek tylko krzyczał; Pospiesz się!
Powrót był szybki i równie spektakularny i naprawdę – powiadam Wam – warto się tu wybrać! Wręcz warto zaplanować sobie całodniowe niespieszne spacerowanie i oczywiście najlepiej jesienią, bo zawsze to mówimy, że jesień w górach to najpiękniejsza pora roku.
By powrót nie był monotonny, to wróćmy w towarzystwie jeszcze kilku kadrów z tego niezwykłego miejsca 🙂
Przełom Dunajca, jeśli przedłużycie sobie weekend o jeden dzień urlopu, to idealne dopełnienie pętli jaką zrobicie w tym czasie po pienińskich szlakach, zdobywając przy tym wspaniałe szczyty jakimi są Sokolica oraz Trzy Korony.
Pieniny są niezwykłe i jeśli trafiłeś na ten wpis, a jeszcze w Pieninach nie byłeś, to koniecznie to nadrób.
Nie będziesz żałować!!!
Miło nam było Cię gościć w naszej pienińskiej galerii, a tymczasem Rozmusiaki wszystkich odwiedzających serdecznie pozdrawiają i do innych wpisów na blogu zapraszają 🙂 🙂 🙂
Jeśli podobał Ci się ten wpis, to zapraszamy do wsparcia naszego bloga poprzez polubienie naszego facebooka. Będzie to dla nas sygnał, iż wykonujemy dobrą i przydatną pracę 🙂
A.D.2020